niedziela, 2 marca 2014

Love is not enough

Umierając nieskończenie wiele razy z każdym kolejnym coraz bardziej się zamykałam. Każdy kolejny raz miał ten sam powód, tylko inaczej ubrany. Ciągnęło się to przez kilka lat, umierałam, ożywałam, istna huśtawka, która cały czas jest w ruchu. I nagle bum-zatrzymała się. Nie mogę już umierac, bo nie mam powodu. Odszedł w towarzystwie miliona łez, bijących się myśli i żalu. Wszystko przez co jednocześnie cierpiałam i śmiałam się, płakałam i byłam szczęśliwa, gniłam od środka i rozkwitałam zniknęło razem z końcem wolnych dni, które od początku do końca miały byc piękne. I mimo, że domyślałam się takiego obrotu spraw to nie zmienia faktu, że straciłam jedną z największych części mnie. Częśc, która była odpowiedzialna za mój uśmiech, plany i często nastrój. Częśc, którą kochałam w sobie najmocniej, mimo ogromnego bólu, który mi przysparzała. Częśc, dla której byłam w stanie zerwac gwiazdkę z nieba i podac na złotej tacy razem ze wszystkimi jej zachciankami i marzeniami. Częśc, dla której oddałabym życie.. I jeśli ktoś spróbuje mi wmówic, że to nie było prawdziwe to pierdolne mu z półobrotu w twarz.



"Sometimes love is not enough
And the road gets though
I don't know why"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz